Czy mieli Państwo do czynienia z sytuacjami, w których byliście przekonani, że prawo jest po Waszej stronie, a mimo to urząd odmawiał wydania pozwolenia na budowę? Albo kiedy w identycznych okolicznościach, w Państwa sprawie dotyczącej pozwolenia na budowę organ interpretował przepis zupełnie inaczej, niż w analogicznej sprawie prowadzonej na wniosek innego dewelopera?
Założę się, że nie raz.
Ostatnio NIK wziął pod lupę urzędy zajmujące się wydawaniem decyzji o pozwoleniu na budowę i decyzji o pozwoleniu na użytkowanie budynków wielorodzinnych. Raport z kontroli przeprowadzonej w kilku największych miastach Polski, m. in. w Warszawie, Krakowie, czy Poznaniu, tylko potwierdził to, z czym nie jeden z Państwa na pewno choć raz bezpośrednio się zetknął.
Wielokrotnie, tu na blogu, pisałam o rozbieżnościach w interpretowaniu przez ten sam organ przepisów z zakresu prawa budowlanego, mimo iż wykładnia tych przepisów dokonana przez sądy nie budzi wątpliwości, o przypadkach dyskryminacji podmiotów starających się o pozwolenie na budowę, czy o pomijaniu stron w postępowaniu o pozwolenie na budowę.
Takie sytuacje zdarzają się i w sumie nie można się temu dziwić. Niewątpliwie przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele, a NIK postawił w tym zakresie konkretną diagnozę.
Moim zdaniem, problem tkwi zarówno w niejednoznacznych przepisach, zbyt dużej ilości spraw przypadających na urzędników, jak i w braku ich kompetencji. Nie raz miałam do czynienia z urzędnikami, którzy nie dość że byli zasypani tomami akt różnych postępowań, to jeszcze o trudnych sprawach (stricte prawnych) – nie technicznych, związanych z procedowaniem pozwoleń na budowę dla inwestycji deweloperskich, musieli rozstrzygać sami, bez żadnego wsparcia prawnego.
Gdyby urzędnicy mogli pracować w tandemie z prawnikiem, który przed wydaniem decyzji o pozwoleniu na budowę, czy decyzji WZ, weryfikowałby akta sprawy pod kątem spełnienia wszystkich wymagań proceduralnych, który służyłby im merytorycznym wsparciem, opartym o znajomość orzecznictwa – śmiem twierdzić, że sytuacja byłaby o niebo lepsza.
I właśnie taka jest konkluzja mojego komentarza do raportu NIK, o który poprosiła mnie Pani Redaktor Gazety Prawnej. Artykuł w tej sprawie wraz z moim komentarzem ukazał się w Dzienniku Gazeta Prawna z dnia 1 czerwca 2016 roku.
Tych zaś z Państwa, których zainteresował raport NIK, odsyłam do jego lektury.
{ 2 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Pani Mecenas polecam lekturę wpisu „Krzyżyk na drogę” w dyskusji na forum poniżej:
http://www.urbanistyka.info/content/droga-wewnętrzna-0
Panie Krzysztofie,
Dziękuję za namiary na ten wpis. Dowodzi on tylko tego, że nie należy popadać w skrajności. Nie chodzi przecież o to, by prawnik prowadził całe postępowanie i decydował o wydawaniu decyzji o warunkach zabudowy, czy pozwolenia na budowę. Przecież on nie ma pojęcia o sprawach technicznych. I odwrotnie – architekt, urbanista, owszem mają pojęcie o k.p.a, czy przepisach budowlanych, ale z pewnością nie na takie jak prawnicy. Dlatego właśnie wzajemne wsparcie tych dwóch, koordynacja ich działań, może być kluczem do sukcesu. A czy będzie – to już zależy od poziomu merytorycznego i prawnika i architekta.
A tak na marginesie – to nie przypominam sobie, by rzeczywiście w Krakowie było tak, że dyrektorami Wydziałów byli tylko prawnicy.A nawet jeśli – to ciekawe, ile w tym czasie było uchyleń wydawanych przez nich decyzji 🙂
Pozdrawiam!